sobota, 7 lutego 2015

Rozdział Pierwszy

- Całkiem ładnie - powiedziałam do siebie.
Jeszcze raz obróciłam się i patrząc w lustro, oceniłam wygląd swoich odsłoniętych pleców przez głębokie wycięcie czerwonej bluzki. Materiał długich rękawów naciągnął się i uwzględnił liczne, małe fałdy, gdy skręciłam się w tułowie jeszcze mocniej. Albo mi się zdawało, albo ta długa dziura ciągnąca się od karku po prawie sam kraniec pleców sprawiała, że wyglądałam dosyć wyzywająco. A specjalnie kupiłam samoprzylepne miseczki do moich płaskich piersi do nowego ciuszka, aby nie przynosić sobie wstydu widocznym zapięciem od koronkowego stanika.
Pokazywanie biustonosza wiązało się z ryzykiem,. Którego z facetów nie korci, żeby odpiąć od siebie dwa maciupkie haczyki i nie cieszyć potem oczu malującym się na twarzy kobiety zdenerwowaniem, że właśnie ktoś wprowadził znaczny luz do jej stanika? Taki przypadek groził mi szczególnie, gdyż tkwiłam w jednym klasztorze z trzema chłopakami i starym mistrzem.
Niedaleko mieszkał samotnie inny dorosły czeladnik z makijażem na twarzy i nieustannie bawiącym się robotami, a jeszcze dalej w okazałym pałacu był inny dorosły mężczyzna, którego łapska też by się pewnie pokusiły o rozpięcie kuszącego, wystawionego na wierzch stanika. Nie mówiąc już o innych, równie złych typach.
Jak już więc nosić bluzki z odkrytymi plecami, to ze specjalnymi biustonoszami.
- Co mi odbiło? - Klepnęłam się otwartą dłonią w czoło.
Tak naprawdę to głupio zmarnowałam pieniądze i na nową bieliznę, jak i na czerwoną bluzkę. Gdzie i kiedy będę to nosić? Stary mistrz Fung nie pozwala mi prawie w ogóle opuścić klasztoru. Nic tylko treningi i treningi z przerwami na sprzątanie. Zdecydowanie brakuje mi prywatnego życia... Nie ukrywam, że najchętniej wyszłabym na miasto, do kina, czy do jakiegoś klubu potańczyć.
Ze smutkiem spojrzałam ostatni raz w odbicie w lustrze, w którym majaczyła drobna, chuda postać z długimi czarnymi włosami i intensywnie niebieskimi tęczówkami tak bardzo nie pasującymi do azjatyckiego wyglądu.
Ściągnęłam z siebie nowy ciuszek, który zapewne nigdy nie ubiorę, a następnie wrzuciłam go niedbale do szafy prosto na kupę innych ciuchów, których miałam w pip.
- Tyle ubrań się marnuje - stwierdziłam ze smutkiem.
Wtedy moje oczy znów spotkały się z chudą Japonką w lustrze i na widok płaskiej klatki piersiowej, do której chyba dla żartu były przyklejone dwie miseczki, zamknęły się z bólem. Posmutniałam. Na oślep zmieniłam stanik i przywdziałam xiaolińską szatę. Jakże ja nienawidziłam swoich wad. Niby potrafiłam walczyć i rzucać kulami ognia, a także hakować przeróżne strony internetowe, sprawdzać pocztę w sekundę i wysyłać tysiące emaili w minutę, tak moje ciało było parodią.
Nie dość, że niebieskie oczy biły się z bladą twarzą i razem z czarnymi włosami dodawały mi trupiego wyglądu, tak za chudemu ciału brakowało kobiecych kształtów. Wąskie biodra, płaska dupa, brak cycków... Chciało mi sie płakać za każdym razem, gdy widziałam siebie z boku w lustrze. Na drugie imię śmiało mogłam mieć Deska.
To wina tych licznych treningów przez całe trzy lata, które spędziłam w klasztorze, trafiwszy do niego jako szesnastolatka. W najważniejszym stadium okresu mojego dojrzewania. Pozbawiłam siebie samą wykreowania kobiecych kształtów, zgadzając się przywdziać xiaolińskie ubranie. Ciężkie treningi w dzień, w dzień odbiły się  na moim ciele. Czy gdybym wiedziała wtedy, że takie będą tego efekty, podjęłabym inną decyzję i zostałabym w Tokio? Cały czas się nad tym zastanawiam.
Podeszłam do swojego biurka i zabrałam z niego eyeliner i tusz do rzęs. Pospiesznie, ale za to z jaką wprawą, poprawiłam wygląd swoich oczu. Kiedy odłożyłam z powrotem narzędzia do makijażu, opuściłam swój pokój i udałam się na plac treningowy. Bo komu przeszkadza malowanie się przed treningiem?

***

Dzisiejszy trening był męczący. Pot lał się ze mnie i zabijał  zapach nowych perfum, jednak ja najbardziej martwiłam się o wygląd mojej twarzy. Przypuszczałam, że spływające z czoła krople poty schrzanią cały mój wygląd, przez co w ostatnich minutach treningu nie mogłam sie w ogóle skupić. Zlekceważyłam polecenia oraz pragnienie bycia silną w tym również kolegów, którzy dostrzegli od razu u mnie brak zapału do trenowania. Kiedy wreszcie nadszedł koniec męczarni i mogłam zejść z długaśnych słupów, na których mistrz Fung kazał nam stać na jednej nodze, a drugą łapać pióra sypiące się z podwieszonego nad nami sita, postanowiłam udać się do łazienki.
- Kimiko, dokąd pędzisz? - usłyszałam głos Claya, który pozwoliłam sobie również zlekceważyć. Zechciałam pobiec do łazienki i przyjrzeć się sobie w lustrze. Sprawdzić, czy aby makijaż trzyma się wciąż twarzy.
Całe szczęście długie kreski trzymały się idealnie oczu. Zniszczeniu uległ tylko różowy puder na policzkach, który zawsze chętnie dodawałam na swą twarz chcąc zapewnić wszystkich wokół, że pomimo trupiobladej twarzy nadal pływają we mnie czerwone krwinki. Sama nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo zwracałam uwagę na swój wygląd. Prostą odpowiedzią mógłby być chłopak, któremu mogłabym próbować się przypodobać, jednakże w klasztorze nikogo takiego nie było.  Otaczała mnie masa mężczyzn - mnichów, którzy zamieszkali w klasztorze, aby trenować swoje umiejętności. Młodzi czy starsi, wszyscy ciężko ćwiczyli by zyskać choć taki wysoki poziom Shoku Wojownika jaki posiadałam ja, czy trójka chłopaków z mojej drużyny.
Clay był kochany, miły i ciepły. Zawsze mogłam na niego liczyć. Czułam się przy nim bezpiecznie, bo jakże się tak nie czuć, kiedy chroni cię dwumetrowy, napakowany kowboj z kwadratową szczęką? Raimundo z kolei to kawalarz i kobieciarz, który sądzi, że tanimi flirtami i uśmiechem, w którym czasem drzemią między zębami resztki po jedzeniu, zdoła zdobyć serce każdej kobiety. Ha! Ma dwadzieścia lat i wciąż jest prawiczkiem totalnym - nigdy nie miał dziewczyny. Ja owszem, miałam chłopaka, ale ja jestem kobietą, mi przysługuje prawo czekania do ślubu, po którym to oddam się temu jedynemu, więc zerwałam z nim po pół roku czasu, jak tylko uznałam, że nie nadaje się na męża. To, co mam między nogami jest cenne, więc muszę chronić to jak najdłużej. A związek z chłopakiem w dzisiejszych czasach nie gwarantuje wytrwałości do ślubu.
O Omim chyba nie muszę mówić? Słodki karzeł przez ostatnie trzy lata urósł zaledwie dwa centymetry. Wpierw musi zacząć sięgać mi chociaż szyi, żebym zaczęła myśleć o nim, jak o mężczyźnie.
Podsumowując, zupełnie nie wiedziałam, czemu tak robię.
- Kimiko?
Ktoś wypowiedział niespodziewanie moje imię, wchodząc do łazienki. Podskoczyłam wystraszona i odwróciłam się w stronę Raimunda. Podszedł się do mnie i chwycił mnie za dłonie.
- Wszystko dobrze? - zapytał.
Spojrzałam na niego z jedną brwią uniesioną do góry. Oswobodziłam swoje dłonie z jego i związałam je za sobą. Rozumiem, że chce być miły, ale niech nie robi czegoś takiego. Trzymał mnie za ręce, jakbyśmy byli jakąś  parą. Poczułam się w tej sytuacji bardzo niezręcznie. A jeszcze bardziej chwilę potem.
- Tak, wszystko dobrze. Musiałam tylko... zobaczyć się w lustrze - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Żeby zobaczyć, jaka jesteś piękna? - powiedział z uśmiechem na ustach. Czy on naprawdę sądził, że kupi mnie tymi żartami?
Spojrzałam na niego z politowaniem. W sumie to było mi go trochę szkoda. Chyba szczerze coś do mnie czuł, miał ciepło w oczach, którego ja nie umiałam odwzajemnić. Gdyby był może bardziej dojrzalszy...
- Przestań Raimundo - poprosiłam.
- Dlaczego? - niespodziewanie dotknął dłonią mojego policzka. Nim spróbował mnie po nim pogłaskać, wyrwałam mu się, cofając. Od razu zauważyłam zmianę wyglądu twarzy u niego.  - Sama przestań - burknął. Zrobił się zły, więc ja też.
- Ja nic nie robię. To ty jesteś w tej chwili namolny - rzekłam i zwróciłam się w stronę wyjścia. W jednej chwili chłopak złapał mnie za ramię.
- Ja jestem namolny? Przecież sama się dla mnie malujesz.
Parsknęłam śmiechem. I tyle było z mojego współczucia wobec jego nieodwzajemnionego "uczucia".
- Co za brednie gadasz? Jesteś ostatnią osobą, dla której bym się malowała...
Nagle złapał mnie za ramiona i przygwoździł do ściany. Zatkało mnie.
- Zaraz odwołasz te słowa, mała... - zagroził. Jak ja nienawidziłam, kiedy ktoś nazywał mnie "małą". To uwłaczało mi i porównywało do Omi'ego. Przecież urosłam przez ostatnie lata... sporo nawet, iż nie mieszczę się już w swoje ulubione rurki.
- Spadaj Rai - warknęłam mu. Zaczęłam miotać się, próbując wyswobodzić się z jego uścisku. Twarz Raimunda niebezpiecznie się do mnie zbliżała. Co on wyprawiał? - Dobrze ci radzę odsuń się!
Już miałam zapłonąć cała z wściekłości, jednakże napastnik w porę się opamiętał i puścił mnie. Powiedzieć, że byłam w szoku to za mało. Jeszcze nigdy się tak na mnie nie rzucił...
- Właśnie przekreśliłeś wszystkie szanse u mnie - powiedziałam mu, po czym wybiegłam stamtąd cała roztrzęsiona.
Nie obejrzałam się ani razu, nie chciałam zobaczyć jego twarzy pełnej złości, jak i... żaru. Tak, miał żar w oczach, i to taki, że brakowało mu tylko śliny na ustach. Zupełnie jakby był napalony... Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam i nigdy więcej nie chcę widzieć! Wyszłam stamtąd czym prędzej. Zignorowałam wszystkie jego wołania.
`
***

Wieczorem spotkałam się z ciężkim problemem: moja komórka nie mogła znaleźć aktywnej sieci wifi, a w takim wypadku nie mogłam ani surfować po necie, ani rozmawiać z przyjaciółką Keiko, z którą potrafiłam rozmawiać całymi dniami i nocami. Wściekałam się widząc brak sygnału, który nie chciał ustąpić. Zdenerwowałam się tak mocno, że postanowiłam wyjść na dwór i tam poszukać sygnału.
Kroczyłam po ogrodzie klasztoru w tą i z powrotem. Kreski na ekranie telefonu za nic w świecie nie chciały rosnąć, toteż mój gniew potęgował się z sekundy na sekundę. Przysiadłam na kamiennej fontannie i spojrzałam zrezygnowana w gwieździste niebo. Było piękne i spokojne. Wszędzie dookoła panował cudowny spokój, że aż poczułam lekkie zdziwienie. Powinnam więcej spacerować po zmroku po ogrodzie. Panująca tutaj miła, spokojna atmosfera polepszała mój stan ducha i pomogła mi zapomnieć o płaskim biuście w lustrze, ciężkim treningu, incydencie z Raimundem w łazience oraz niemożnością połączenia się z Internetem.
Zaczęłam oddychać pełną piersią chcąc napawać i delektować się tym cudownym spokojem oferowanym przez naturę.
Aż nagle usłyszałam czyjeś kroki. Obróciłam się natychmiast w stronę gościa. Zmarszczyłam brwi na widok Raimunda stojącego za mną.
Czego mógł ode mnie znów chcieć? Mam nadzieję, że przyszedł przeprosić.
Ale szybko zaniepokoiłam się, kiedy wyczułam gorzki zapach w powietrzu. Cuchnęło od niego alkoholem a to nie wróżyło nic dobrego.
- Czego chcesz? - zapytałam odważnie.
- Porozmawiać - odpowiedział.
- Przykro mi, nie chcę z tobą rozmawiać.
Przeklął.
- Musisz mnie zawsze odtrącać? Mam tego dość! Chodź tu!
- Spier - nie dokończyłam, bo musiałam nagle wyskoczyć do tyłu, żeby uciec przed jego rękami.
- Jeśli nie mogę cię mieć dobrowolnie - mówił zbliżając się. Ja równocześnie dawałam kroki w tył. - Będę cię mieć siłą!
Rzucił się na mnie i o mało co nie zgniótł w swoich wielkich, obskurnych łapskach. Nie zdążyłam uciec, ale nawet jeśli mnie złapał nie miałam zamiaru poddawać sie bez walki. Szarpałam się z nim i próbowałam wyrwać. Łokciem trafiłam go w brzuch i oswobodziłam się. Ciężko dysząc spojrzałam na niego rozszerzonymi oczyma, a następnie nie tracąc czasu, zerwałam się do ucieczki.
Ale Raimundo znów mnie pochwycił i tym razem ściskał mnie tak mocno, że utrudniał mi oddychanie. Gryząc mnie w szyję wyrwał mi z dłoni komórkę i wyrzucił ją do fontanny. Krzyknęłam za nią dodając:
- Puszczaj mnie! Co ty wyprawiasz debilu?
- Po prostu przestań sie szarpać mała ­­- powiedział, a ja znów poczułam zapach alkoholu. Pił. Dużo pił.
Nie przestałam się z nim szarpać, chociaż zaciskał dłonie na moich ramionach co raz mocniej, sprawiając mi tym samym ogromny ból. Zaczęłam krzyczeć, wołać o pomoc, jednak Raimundo szybko zakrył mi usta ręką. Znów ugryzł mnie w szyję jak jakiś wampir.
- Zamknij się, albo cię uduszę - zagroził.
To nie były jakieś żarty. On na serio był pijany i nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że ma złe zamiary. Musiałam się bronić za wszelką cenę. W momencie obudziłam w sobie swój ogień i zapaliłam się cała. Gdy tylko płomienie obeszły mnie całą, usłyszałam fascynujący krzyk bólu ze strony napastnika.
­- Wiatr! - krzyknął szybko i wysunął prawą dłoń do przodu.
Wokół mojej głowy powietrze zaczęło wariować, nabierając chłodnego odczucia. Otworzyłam szerzej oczy orientując się, że tlen zanika a ja zaczynam się dusić. Pędem ruszyłam w przeciwną od niego stronę, aby tylko dostać się do części ogrodu, w której tlen wciąż tkwił w powietrzu. Ale bańka jaką Raimundo umieścił wokół mnie szła za mną i nie opuszczała mnie. Dusiłam się i kaszlałam, wymachując desperacko dłońmi jakbym chciała znaleźć jakiś guzik od włączenia klimatyzacji. Moje płuca nie czuły w ogóle tlenu, ogarnął mnie paniczny strach, że zaraz umrę!
Nagle zrobiło mi się całkiem ciemno przed oczyma. Straciłam wszelkie siły na stawianie kroków, aż w ogóle na stanie. Z ostatnim piskiem i z łzami w oczach upadłam na kolana i pozwoliłam ciemności ogarnąć mnie całą.

Witam wszystkich na moim blogu! :) Pierwszy rozdział za nami. Postarałam się, by był w miarę długi i w miarę dobrze wprowadził w motywy jakie pragnę tu przedstawić. Narracja pierwszoosobowa, mam nadzieję, że nie zniechęcę was do czytania tym, jak opisuję Kimiko ;) To wszystko ma swój sens, jak i zachowywanie się Raimunda... Dawno nie pisałam opowiadań... Mam nadzieję, że błędy i nie ścisłości nie są zbyt duże. Potrzebuję trochę czasu na ponowne wczucie się do pisania

sobota, 24 stycznia 2015

Prolog



Ilekroć razy zostałam zraniona, żadne pasmo cierpień nie przełożyło się w takim ogromie na me ciało i psychikę, co te oparte na miłości.
Przeklinam Miłość i jej zabawki - mężczyzn.
Uciekałam a i tak mnie dopadli i zbesztali; z okrojonym rodzajem nieznanej i niechcianej Miłości, pozbawili mnie czci.
Następny jej wysłannik wcale nie był lepszy, aczkolwiek wzbudził we mnie nadzieję, a ja odbiłam w nim inny, prawdziwy rodzaj uczucia.
Poznałam siłę, wartości i tę dziwną magię, która wiążę ze sobą ludzi i spaja w jedno. Tak, jak poznałam wcześniej nienawiść względem Miłości, i czego nie chciałam zmienić, tak poznałam jasną stronę, magiczną stronę, którą pokochałam.
Patrzę teraz w przeszłość, na tę marną kartkę z zapisanymi wspomnieniami i wciąż jednak zastanawiam się, czy to faktycznie jest ta Prawdziwa Miłość?
Jak ją określić? Jakimi słowami, jakimi kryteriami? Każdy z nas ma inne zdanie, inny światopogląd, więc nie można jednoznacznie stwierdzić, który rodzaj miłości jest najwłaściwszym. Co jeśli ten gwałt na początku wcale nie powinien być dla mnie bólem, bo mieścił w sobie pewną część z miłości?
Nie wiem już sama.
Choć jestem zakochana i okiełznana przez Miłość.

Chciałabym aby Miłość ta nie była zapisywana w cudzysłowie. 

"Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka – bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość." ~Paulo Coelho