- Całkiem ładnie - powiedziałam do siebie.
Jeszcze raz obróciłam się i patrząc w lustro, oceniłam
wygląd swoich odsłoniętych pleców przez głębokie wycięcie czerwonej bluzki.
Materiał długich rękawów naciągnął się i uwzględnił liczne, małe fałdy, gdy
skręciłam się w tułowie jeszcze mocniej. Albo mi się zdawało, albo ta długa
dziura ciągnąca się od karku po prawie sam kraniec pleców sprawiała, że
wyglądałam dosyć wyzywająco. A specjalnie kupiłam samoprzylepne miseczki do
moich płaskich piersi do nowego ciuszka, aby nie przynosić sobie wstydu
widocznym zapięciem od koronkowego stanika.
Pokazywanie biustonosza wiązało się z ryzykiem,. Którego
z facetów nie korci, żeby odpiąć od siebie dwa maciupkie haczyki i nie cieszyć
potem oczu malującym się na twarzy kobiety zdenerwowaniem, że właśnie ktoś
wprowadził znaczny luz do jej stanika? Taki przypadek groził mi szczególnie,
gdyż tkwiłam w jednym klasztorze z trzema chłopakami i starym mistrzem.
Niedaleko mieszkał samotnie inny dorosły czeladnik
z makijażem na twarzy i nieustannie bawiącym się robotami, a jeszcze dalej w
okazałym pałacu był inny dorosły mężczyzna, którego łapska też by się pewnie
pokusiły o rozpięcie kuszącego, wystawionego na wierzch stanika. Nie mówiąc już
o innych, równie złych typach.
Jak już więc nosić bluzki z odkrytymi plecami, to
ze specjalnymi biustonoszami.
- Co mi odbiło? - Klepnęłam się otwartą dłonią w
czoło.
Tak naprawdę to głupio zmarnowałam pieniądze i na
nową bieliznę, jak i na czerwoną bluzkę. Gdzie i kiedy będę to nosić? Stary
mistrz Fung nie pozwala mi prawie w ogóle opuścić klasztoru. Nic tylko treningi
i treningi z przerwami na sprzątanie. Zdecydowanie brakuje mi prywatnego
życia... Nie ukrywam, że najchętniej wyszłabym na miasto, do kina, czy do
jakiegoś klubu potańczyć.
Ze smutkiem spojrzałam ostatni raz w odbicie w
lustrze, w którym majaczyła drobna, chuda postać z długimi czarnymi włosami i
intensywnie niebieskimi tęczówkami tak bardzo nie pasującymi do azjatyckiego
wyglądu.
Ściągnęłam z siebie nowy ciuszek, który zapewne
nigdy nie ubiorę, a następnie wrzuciłam go niedbale do szafy prosto na kupę
innych ciuchów, których miałam w pip.
- Tyle ubrań się marnuje - stwierdziłam ze
smutkiem.
Wtedy moje oczy znów spotkały się z chudą Japonką w
lustrze i na widok płaskiej klatki piersiowej, do której chyba dla żartu były
przyklejone dwie miseczki, zamknęły się z bólem. Posmutniałam. Na oślep
zmieniłam stanik i przywdziałam xiaolińską szatę. Jakże ja nienawidziłam swoich
wad. Niby potrafiłam walczyć i rzucać kulami ognia, a także hakować przeróżne
strony internetowe, sprawdzać pocztę w sekundę i wysyłać tysiące emaili w minutę,
tak moje ciało było parodią.
Nie dość, że niebieskie oczy biły się z bladą
twarzą i razem z czarnymi włosami dodawały mi trupiego wyglądu, tak za chudemu ciału
brakowało kobiecych kształtów. Wąskie biodra, płaska dupa, brak cycków...
Chciało mi sie płakać za każdym razem, gdy widziałam siebie z boku w lustrze.
Na drugie imię śmiało mogłam mieć Deska.
To wina tych licznych treningów przez całe trzy
lata, które spędziłam w klasztorze, trafiwszy do niego jako szesnastolatka. W
najważniejszym stadium okresu mojego dojrzewania. Pozbawiłam siebie samą
wykreowania kobiecych kształtów, zgadzając się przywdziać xiaolińskie ubranie.
Ciężkie treningi w dzień, w dzień odbiły się
na moim ciele. Czy gdybym wiedziała wtedy, że takie będą tego efekty,
podjęłabym inną decyzję i zostałabym w Tokio? Cały czas się nad tym
zastanawiam.
Podeszłam do swojego biurka i zabrałam z niego
eyeliner i tusz do rzęs. Pospiesznie, ale za to z jaką wprawą, poprawiłam
wygląd swoich oczu. Kiedy odłożyłam z powrotem narzędzia do makijażu, opuściłam
swój pokój i udałam się na plac treningowy. Bo komu przeszkadza malowanie się
przed treningiem?
***
Dzisiejszy trening był męczący. Pot lał się ze mnie
i zabijał zapach nowych perfum, jednak
ja najbardziej martwiłam się o wygląd mojej twarzy. Przypuszczałam, że
spływające z czoła krople poty schrzanią cały mój wygląd, przez co w ostatnich
minutach treningu nie mogłam sie w ogóle skupić. Zlekceważyłam polecenia oraz
pragnienie bycia silną w tym również kolegów, którzy dostrzegli od razu u mnie brak
zapału do trenowania. Kiedy wreszcie nadszedł koniec męczarni i mogłam zejść z
długaśnych słupów, na których mistrz Fung kazał nam stać na jednej nodze, a
drugą łapać pióra sypiące się z podwieszonego nad nami sita, postanowiłam udać
się do łazienki.
- Kimiko, dokąd pędzisz? - usłyszałam głos Claya,
który pozwoliłam sobie również zlekceważyć. Zechciałam pobiec do łazienki i
przyjrzeć się sobie w lustrze. Sprawdzić, czy aby makijaż trzyma się wciąż
twarzy.
Całe szczęście długie kreski trzymały się idealnie
oczu. Zniszczeniu uległ tylko różowy puder na policzkach, który zawsze chętnie
dodawałam na swą twarz chcąc zapewnić wszystkich wokół, że pomimo trupiobladej
twarzy nadal pływają we mnie czerwone krwinki. Sama nie wiedziałam, dlaczego
tak bardzo zwracałam uwagę na swój wygląd. Prostą odpowiedzią mógłby być
chłopak, któremu mogłabym próbować się przypodobać, jednakże w klasztorze
nikogo takiego nie było. Otaczała mnie
masa mężczyzn - mnichów, którzy zamieszkali w klasztorze, aby trenować swoje
umiejętności. Młodzi czy starsi, wszyscy ciężko ćwiczyli by zyskać choć taki
wysoki poziom Shoku Wojownika jaki posiadałam ja, czy trójka chłopaków z mojej
drużyny.
Clay był kochany, miły i ciepły. Zawsze mogłam na
niego liczyć. Czułam się przy nim bezpiecznie, bo jakże się tak nie czuć, kiedy
chroni cię dwumetrowy, napakowany kowboj z kwadratową szczęką? Raimundo z kolei
to kawalarz i kobieciarz, który sądzi, że tanimi flirtami i uśmiechem, w którym
czasem drzemią między zębami resztki po jedzeniu, zdoła zdobyć serce każdej
kobiety. Ha! Ma dwadzieścia lat i wciąż jest prawiczkiem totalnym - nigdy nie
miał dziewczyny. Ja owszem, miałam chłopaka, ale ja jestem kobietą, mi
przysługuje prawo czekania do ślubu, po którym to oddam się temu jedynemu, więc
zerwałam z nim po pół roku czasu, jak tylko uznałam, że nie nadaje się na męża.
To, co mam między nogami jest cenne, więc muszę chronić to jak najdłużej. A
związek z chłopakiem w dzisiejszych czasach nie gwarantuje wytrwałości do
ślubu.
O Omim chyba nie muszę mówić? Słodki karzeł przez
ostatnie trzy lata urósł zaledwie dwa centymetry. Wpierw musi zacząć sięgać mi
chociaż szyi, żebym zaczęła myśleć o nim, jak o mężczyźnie.
Podsumowując, zupełnie nie wiedziałam, czemu tak
robię.
- Kimiko?
Ktoś wypowiedział niespodziewanie moje imię,
wchodząc do łazienki. Podskoczyłam wystraszona i odwróciłam się w stronę
Raimunda. Podszedł się do mnie i chwycił mnie za dłonie.
- Wszystko dobrze? - zapytał.
Spojrzałam na niego z jedną brwią uniesioną do
góry. Oswobodziłam swoje dłonie z jego i związałam je za sobą. Rozumiem, że
chce być miły, ale niech nie robi czegoś takiego. Trzymał mnie za ręce,
jakbyśmy byli jakąś parą. Poczułam się w
tej sytuacji bardzo niezręcznie. A jeszcze bardziej chwilę potem.
- Tak, wszystko dobrze. Musiałam tylko... zobaczyć
się w lustrze - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Żeby zobaczyć, jaka jesteś piękna? - powiedział z
uśmiechem na ustach. Czy on naprawdę sądził, że kupi mnie tymi żartami?
Spojrzałam na niego z politowaniem. W sumie to było
mi go trochę szkoda. Chyba szczerze coś do mnie czuł, miał ciepło w oczach,
którego ja nie umiałam odwzajemnić. Gdyby był może bardziej dojrzalszy...
- Przestań Raimundo - poprosiłam.
- Dlaczego? - niespodziewanie dotknął dłonią mojego
policzka. Nim spróbował mnie po nim pogłaskać, wyrwałam mu się, cofając. Od
razu zauważyłam zmianę wyglądu twarzy u niego.
- Sama przestań - burknął. Zrobił się zły, więc ja też.
- Ja nic nie robię. To ty jesteś w tej chwili
namolny - rzekłam i zwróciłam się w stronę wyjścia. W jednej chwili chłopak
złapał mnie za ramię.
- Ja jestem namolny? Przecież sama się dla mnie
malujesz.
Parsknęłam śmiechem. I tyle było z mojego
współczucia wobec jego nieodwzajemnionego "uczucia".
- Co za brednie gadasz? Jesteś ostatnią osobą, dla
której bym się malowała...
Nagle złapał mnie za ramiona i przygwoździł do
ściany. Zatkało mnie.
- Zaraz odwołasz te słowa, mała... - zagroził. Jak
ja nienawidziłam, kiedy ktoś nazywał mnie "małą". To uwłaczało mi i
porównywało do Omi'ego. Przecież urosłam przez ostatnie lata... sporo nawet, iż
nie mieszczę się już w swoje ulubione rurki.
- Spadaj Rai - warknęłam mu. Zaczęłam miotać się,
próbując wyswobodzić się z jego uścisku. Twarz Raimunda niebezpiecznie się do
mnie zbliżała. Co on wyprawiał? - Dobrze ci radzę odsuń się!
Już miałam zapłonąć cała z wściekłości, jednakże
napastnik w porę się opamiętał i puścił mnie. Powiedzieć, że byłam w szoku to
za mało. Jeszcze nigdy się tak na mnie nie rzucił...
- Właśnie przekreśliłeś wszystkie szanse u mnie -
powiedziałam mu, po czym wybiegłam stamtąd cała roztrzęsiona.
Nie obejrzałam się ani razu, nie chciałam zobaczyć
jego twarzy pełnej złości, jak i... żaru. Tak, miał żar w oczach, i to taki, że
brakowało mu tylko śliny na ustach. Zupełnie jakby był napalony... Jeszcze
nigdy go takiego nie widziałam i nigdy więcej nie chcę widzieć! Wyszłam stamtąd
czym prędzej. Zignorowałam wszystkie jego wołania.
`
***
Wieczorem spotkałam się z ciężkim problemem: moja
komórka nie mogła znaleźć aktywnej sieci wifi, a w takim wypadku nie mogłam ani
surfować po necie, ani rozmawiać z przyjaciółką Keiko, z którą potrafiłam
rozmawiać całymi dniami i nocami. Wściekałam się widząc brak sygnału, który nie
chciał ustąpić. Zdenerwowałam się tak mocno, że postanowiłam wyjść na dwór i tam
poszukać sygnału.
Kroczyłam po ogrodzie klasztoru w tą i z powrotem.
Kreski na ekranie telefonu za nic w świecie nie chciały rosnąć, toteż mój gniew
potęgował się z sekundy na sekundę. Przysiadłam na kamiennej fontannie i
spojrzałam zrezygnowana w gwieździste niebo. Było piękne i spokojne. Wszędzie
dookoła panował cudowny spokój, że aż poczułam lekkie zdziwienie. Powinnam
więcej spacerować po zmroku po ogrodzie. Panująca tutaj miła, spokojna
atmosfera polepszała mój stan ducha i pomogła mi zapomnieć o płaskim biuście w
lustrze, ciężkim treningu, incydencie z Raimundem w łazience oraz niemożnością
połączenia się z Internetem.
Zaczęłam oddychać pełną piersią chcąc napawać i
delektować się tym cudownym spokojem oferowanym przez naturę.
Aż nagle usłyszałam czyjeś kroki. Obróciłam się
natychmiast w stronę gościa. Zmarszczyłam brwi na widok Raimunda stojącego za
mną.
Czego mógł ode mnie znów chcieć? Mam nadzieję, że przyszedł
przeprosić.
Ale szybko zaniepokoiłam się, kiedy wyczułam gorzki
zapach w powietrzu. Cuchnęło od niego alkoholem a to nie wróżyło nic dobrego.
- Czego chcesz? - zapytałam odważnie.
- Porozmawiać - odpowiedział.
- Przykro mi, nie chcę z tobą rozmawiać.
Przeklął.
- Musisz mnie zawsze odtrącać? Mam tego dość! Chodź
tu!
- Spier - nie dokończyłam, bo musiałam nagle
wyskoczyć do tyłu, żeby uciec przed jego rękami.
- Jeśli nie mogę cię mieć dobrowolnie - mówił
zbliżając się. Ja równocześnie dawałam kroki w tył. - Będę cię mieć siłą!
Rzucił się na mnie i o mało co nie zgniótł w swoich
wielkich, obskurnych łapskach. Nie zdążyłam uciec, ale nawet jeśli mnie złapał
nie miałam zamiaru poddawać sie bez walki. Szarpałam się z nim i próbowałam
wyrwać. Łokciem trafiłam go w brzuch i oswobodziłam się. Ciężko dysząc
spojrzałam na niego rozszerzonymi oczyma, a następnie nie tracąc czasu,
zerwałam się do ucieczki.
Ale Raimundo znów mnie pochwycił i tym razem
ściskał mnie tak mocno, że utrudniał mi oddychanie. Gryząc mnie w szyję wyrwał
mi z dłoni komórkę i wyrzucił ją do fontanny. Krzyknęłam za nią dodając:
- Puszczaj mnie! Co ty wyprawiasz debilu?
- Po prostu przestań sie szarpać mała -
powiedział, a ja znów poczułam zapach alkoholu. Pił. Dużo pił.
Nie przestałam się z nim szarpać, chociaż zaciskał
dłonie na moich ramionach co raz mocniej, sprawiając mi tym samym ogromny ból.
Zaczęłam krzyczeć, wołać o pomoc, jednak Raimundo szybko zakrył mi usta ręką.
Znów ugryzł mnie w szyję jak jakiś wampir.
- Zamknij się, albo cię uduszę - zagroził.
To nie były jakieś żarty. On na serio był pijany i
nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że ma złe zamiary. Musiałam się
bronić za wszelką cenę. W momencie obudziłam w sobie swój ogień i zapaliłam się
cała. Gdy tylko płomienie obeszły mnie całą, usłyszałam fascynujący krzyk bólu ze
strony napastnika.
- Wiatr! - krzyknął szybko i wysunął prawą dłoń do
przodu.
Wokół mojej głowy powietrze zaczęło wariować,
nabierając chłodnego odczucia. Otworzyłam szerzej oczy orientując się, że tlen
zanika a ja zaczynam się dusić. Pędem ruszyłam w przeciwną od niego stronę, aby
tylko dostać się do części ogrodu, w której tlen wciąż tkwił w powietrzu. Ale
bańka jaką Raimundo umieścił wokół mnie szła za mną i nie opuszczała mnie.
Dusiłam się i kaszlałam, wymachując desperacko dłońmi jakbym chciała znaleźć
jakiś guzik od włączenia klimatyzacji. Moje płuca nie czuły w ogóle tlenu, ogarnął
mnie paniczny strach, że zaraz umrę!
Nagle zrobiło mi się całkiem ciemno przed oczyma.
Straciłam wszelkie siły na stawianie kroków, aż w ogóle na stanie. Z ostatnim piskiem
i z łzami w oczach upadłam na kolana i pozwoliłam ciemności ogarnąć mnie całą.